wtorek, 24 września 2013

Rozmowa z dzieckiem jest możliwa

Bóg mówi do Swojego Syna (Ps 2:6-7; Hbr 1:5-6; Mt 3:17). Syn mówi do Ojca (Mt 11:25; Mt 26:39). Od wieczności komunikują się wzajemnie. Zastosowanie dla nas, jako rodziców jest następujące: mówmy do naszych dzieci. Mówmy cierpliwie, wypowiadajmy wiele słów zachęty, komplementów. Kiedy dziecko wrasta w klimacie krytyki, braku szacunku i ciągłego wydawania poleceń, uczy się patrzeć na siebie przez pryzmat tego, jak my na nie patrzymy. Możemy powiedzieć: to nie jest wielka sprawa. Za tydzień zapomną. Nie zapomną. I to jest wielka sprawa. Dane z komputera możemy wyczyścić po tym, jak klikniemy niewłaściwy klawisz. Jeśli zaś poniżymy dziecko, będzie to długo pamiętało. Szczególnie, jeśli nie przeprosimy i nie poprosimy o wybaczenie. 

Jednak nie tylko mówmy, ale i słuchajmy naszych dzieci. Są ludźmi. Rozmowa z nimi jest możliwa (Prz 18:13). Warto co jakiś czas zastanowić się nad takimi pytaniami: czy słuchamy swoich synów i córek? Czy wiemy czym żyją? Co je cieszy? Jakie mają zmartwienia? Co w naszym zachowaniu ich zniechęca, oddala od Jezusa? Ojciec w niebie nie tylko chętnie do nas mówi, ale chętnie nassłucha. Opowiadajmy razem historie. Słuchajmy razem historii. Sama ewangelia jest historią (1 Kor 15:3nn). Przez opowiadanie historii uświadamiamy sobie, że uczestniczymy w jednej z nich.

Z komunikacją łączy się także mówienie prawdy. Nie dopuszczajmy, by kłamstwo miało dostęp do naszych domów, aby nie wchodziło do uszu jak i wychodziło z ust dzieci. Jeśli zaś zetkną się z kłamstwem (w filmach, bajkach, książkach, podręcznikach), nauczymy rozpoznawać je i odrzucać. Jezus jest Prawdą (Jn 14:6). Jezus kocha prawdę. Nasza więź z Nim ma być oparta na prawdzie, szczerości, a nie pozorach i hipokryzji. Uczmy dzieci miłości do prawdy, a nie lekceważenia jej. Nie uczmy synów i córek relatywizmu, bo zaczną być relatywni. Jeśli coś obiecujemy (np. przyjdę do ciebie za 3 minuty, wieczorem włączę ci bajkę itp.) - dotrzymujmy słowa. Taki bowiem jest Bóg, którego mamy im pokazywać naszym życiem: prawdomówny, wierny, dostępny.

Gandalf, Lord Vader i Śnieżka, czyli jak uczyć dzieci?

"Słuchaj, Izraelu! Pan jest Bogiem naszym, Pan jedynie! Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej. Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając. Przywiążesz je jako znak do swojej ręki i będą jako przepaska między twoimi oczyma. Wypiszesz je też na odrzwiach twojego domu i na twoich bramach". - 5 Mojżeszowa 5:4-9

Powyższe instrukcje dotyczą wychowania, nauczania, edukacji dziecibędących częścią Bożego Ludu. Bóg traktował dzieci wierzących Starego Testamentu jako Jego dzieci, Jego Lud, Jego potomstwo. I z tego powodu nakazał rodzicom, aby od samego początku ich serca i umysły były nasycane Bożym Słowem. Oczywiście powyższy fragment słusznie odnosimy także do wychowania dzieci w Nowym Testamencie ponieważ jesteśmy spadkobiercami i kontynuatorami wiary świętych Starego Przymierza. Nic się nie zmieniło pod względem przynależności do Boga naszych dzieci. Wciąż mamy je wychowywać dla Pana jakoJego własność, jako Jego uczniów, Jego synów i córki (Ef 6:1-3).

W cytowanym tekście Bóg  poucza wierzących rodziców, że Boża edukacja powinna mieć miejsce również poza formalnym kontekstemprzekazywania nauki (na zajęciach w szkole, w domu itd.). Powinniśmy więc wykorzystywać czas, który spędzamy z dzieckiem na przekazywanie mu mądrości o Bogu, świecie, w którym żyje. Powinniśmy uczyć nasze dzieci patrzeć na świat oczami Słowa Bożego. Pamiętam gdy mój syn mając 4-lata, oglądając w TV sceny z powodzi na Filipinach zapytał mnie: "Dlaczego Pan Bóg zesłał tak dużo wody tym ludziom?". Od maleńkości uczył się bowiem, że to nie przypadek, Matka Natura lub "pogoda" zsyła deszcz na ziemię, wyznacza położenie słońcu lub obraca ziemię. To Bóg swoją dłonią podtrzymuje świat, tak iż nawet wróbel nie spadnie na ziemię bez woli Ojca (Mt 10:29). A cóż dopiero strugi deszczu! 

Dwie wersje przeprosin red. Terlikowskiego

W najnowszym numerze "Do Rzeczy" (33/033 9-15 września 2013)ukazał się List Otwarty do red. T. Terlikowskiego i wymienionego tygodnika, który napisałem po użyciu niefortunnego i niezgodnego z rzeczywistością określenia o "dzieciach z fundamentalistycznych sekt protestanckich" będących jedną z największych grup uczonych domowo w Polsce (artykuł pt. "Homeschooling na reformę" w nr 31/31 z dnia 26 sierpnia – 1 września 2013 r.). Jego treść zamieściłemTUTAJ.

Na codziennym blogu (pbartosik.pl) pisałem już na blogu o przeprosinach, które red. T. Terlikowski zamieścił na mojej facebookowej tablicy. Przytoczę je w całości:

"Sformułowanie o sektach doszło do tekstu na etapie redakcji (w którym nie uczestniczyłem, bo to czas wakacyjny). Ja pisałem o fundamentalistycznych wspólnotach protestanckich, a nie o sektach, bo też nigdy tak o protestantach nie pisuję. Ze swojej strony mogę przeprosić za to sformułowanie i zapewnić, że na przyszłość będę pilnował".

Z powyższego wynika, że stwierdzenie iż edukacja domowa jest dominacją "sekt" jest redakcyjną "poprawką", nie zaś określeniem autora tekstu. Przeprosiny przyjąłem, licząc jednak na publiczne ustosunkowanie się do powyższej sprawy. Tak też się stało. Dobrze, że problemu nie zamieciono pod dywan. Dziwi natomiast to, że odpowiedź pod listem zamieszona w tygodniku przedstawia inną wersję wydarzeń. Oto jej treść:


List otwarty do red. Tomasza Terlikowskiego oraz tygodnika “Do Rzeczy”

List otwarty do red. Tomasza Terlikowskiego oraz 
tygodnika “Do Rzeczy”ws. artykułu „Homeschooling na reformę”

Szanowny Panie Redaktorze,

Z uwagą przeczytałem pański artykuł w ostatnim wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” (nr 31/31 26 sierpnia – 1 września 2013) pt.„Homeschooling na reformę”. Jako rodzica zaangażowanego w uczenie własnych dzieci w domu, cieszy mnie każda inicjatywa, której celem jest wspieranie wolności w edukacji i umacnianie praw rodziców do wychowania i uczenia dzieci w zgodzie z wyznawanymi wartościami. Pana artykuł zachęca do zainteresowania się tematem edukacji domowej, przestawiając ją w pozytywnym świetle. Jego zaletą jest również fakt, iż dostrzega Pan główne wyzwania tej formy edukacji. To cieszy.

Kwestią, która jednak powoduje, że tekst z pochwały homeschoolingu staje się jej „judaszowym pocałunkiem” jest pańska definicja rodziców (i dzieci) zajmujących się tym trybem edukacji. Zauważa pan, że aż 35% rodziców podaje religijne i światopoglądowe powody, jako decydujące o wyborze edukacji domowej. Dodaje pan: „I chodzi tu nie tylko o dzieci z rozmaitych fundamentalistycznych sekt protestanckich, ale także o młodych katolików czy Żydów (...).”

Mam duży problem z tym stwierdzeniem. Jest ono nie tylko krzywdzące i obraźliwe dla uczonych domowo protestanckich dzieci (i ich rodziców), ale zwyczajnie nieprawdziwe. Nie jestem pewien jakie „fundamentalistyczne sekty protestanckie” ma pan na myśli, gdyż nie wymienia ich pan. Czytelnik nie jest więc poinformowany czy mowa jest o wszystkich protestantach, czy jedynie o wybranych wspólnotach, które definiuje pan jako „sekty”, a które w przeciwieństwie do „kościołów” lub „wspólnot” protestanckich są według pana dominujące w uczeniu domowym.